poniedziałek, 23 marca 2009
Krótka historia dziur na języku.
Nasz Beszamelek uwielbiała kwiaty doniczkowe. Lubiła przesiadywać wśród nich. Pewnego dnia stała się bardzo osowiała co mnie bardzo zaniepokoiło. Po krótkim "przebadaniu" jej wszerz i wzdłuż zauważyłem u niej dziury w języku. Kocina bez zastanowienia została zapakowana do torby podróżnej (jeszcze nie posiadaliśmy koszyka do transportu zwierząt, bo to były zamierzchłe czasy) i powieziona do weterynarza. Beszamelowi bardzo nie podobał się sposób transportowania jej do lekarza i za wszelką cenę próbowała się wydostać z torby lub chociaż wystawić z niej głowę. Po ciężkich trudach dobrnęliśmy jednak na miejsce kotka została dokładnie obejrzana przez weterynarza, który stwierdził u niej tzw. nadżerki na języczku. Zostały zapisane jej zastrzyki, które miały być robione jej samodzielnie przez moją żonę ze względu na stres jaki przeżyło biedactwo w czasie transportu do lecznicy. Pierwszy jednak zastrzyk zaaplikował jej pan doktór ponieważ koty maja bardzo grubą skórę więc trzeba umiejętnie ją chwycić żeby lekarstwo trafiło do organizmu a nie obok.Po krótkiej lekcji pokazowej i upewnieniu się przez pana doktora, że wszystko jest w porządku Beszamel po krótkiej walce znów trafił do torby. Opuściliśmy gabinet udając się w drogę powrotną. Niestety nie dane nam było dotrzeć bez przygód do domu, gdyż pacjentka nagle wystawiła głowę z torby i silnie napierając na zamek wydostała się na zewnątrz i uciekła. Działo to się w pobliżu parku do którego pobiegła i znikła wśród krzewów. Niestety wstępne poszukiwania nie przyniosły rezultatu. Beszamel nie reagował ani na kici,kici ani na swoje imię. Czas nie ubłaganie biegł do przodu. Kotki nigdzie nie było widać ani słychać.Powrót do domu bez niby ciężko chorej pacjentki nawet nie wchodził w grę. Po około 3 godzinach, kiedy już zrezygnowałem z dalszych poszukiwań, w których pomagali mi wszyscy napotkani spacerowicze usłyszałem cichutkie miauczenie w pierwszym parkowym krzewie. Zajrzałem i jakaż była moja radość, bo w środku krzaka między gałęziami siedział mój Beszamelek i cichutko miauczał, tak jakby skarżył się na to, że najpierw ją zgubiłem a potem jeszcze tak długo nie potrafiłem jej znaleźć. Po przywołaniu imieniem kotka przybiegła i dobrowolnie dała się zapakować do torby podróżnej i grzecznie powróciła do domu.Kuracja zastrzykowa pomogła i po dziurach w języku nie został nawet ślad, ale mnie dalej nie dawało spokoju co mogło być tego przyczyną.
Po jakiś czasie dopiero doszliśmy z żoną do wniosku, że dziury w ozorku Beszamela mogły powstać na skutek zjedzenia liści difenbachii - rośliny, która zarówno w liściach jak i w łodydze ma strychninę, a co za tym idzie jest rośliną trującą. Dzisiaj wiem, że wiele roślin doniczkowych nie może być w mieszkaniu jeśli posiadamy koty w domu.Została nawet stworzona lista kwiatów ,które nie powinny być w domu jak są w nim zwierzęta, a szczególnie koty. Tak więc przed przyniesieniem do domu kociaka dobrze jest najpierw troszeczkę się do tego przygotować, żeby nie było później nieoczekiwanych niespodzianek.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz