niedziela, 8 listopada 2009

Razem czyli dzielimy się Państwem i już.


Kora jako opiekunka do dzieci

Beszamel w całej okazałości

Kora i Beszamel - rozciąganie kocich mięśni

Kocinki - wspólny sen

Myszytos - odpoczynek

Myszytos z Beszamelem na lodówce - ulubione miejsce obserwacji kuchennych


Nasze zwierzaki podzieliły się nami. I tak Beszamel z dnia na dzień coraz bardziej związywał się ze mną. Uwielbiała kiedy siadałem na kanapie. Zjawiała się nagle nie wiadomo skąd, kładła się przy mnie i czterema łapkami obejmowała mnie za rękę na wysokości od dłoni do łokcia i zaczynała swoją "jazdę na rowerku" pedałując z całej siły tylnymi łapkami o moją biedna rękę wbijając mi dość głęboko pazurki. Ręka nie raz i nie dwa wymagała po takiej kociej gimnastyce dezynfekcji i opatrunku. Bardzo lubiła wylegiwać się na moich nogach, zwłaszcza kiedy w ramach relaksu opierałem je sobie o brzeg ławy. Inny przejaw ogromnego przywiązania to pobudka a la Beszamel. Uwielbiała rano wskakiwać na mnie, gdy spałem i lizała mnie po wąsach tak długo dopóki się nie obudziłem. Inaczej zachowywała się w stosunku do żony, lubiła ją, ale traktowała ją bardziej jako dostarczyciela pokarmu. Nie przepadała za obcymi w domu. Nie robiła im krzywdy jak przychodzili ani żadnych kocich psikusów, po prostu jak się pojawiali to ona znikała. Zanim jednak to zrobiła to zawsze musiała pokazać kto tu jest u siebie w domu i opuszczała pokój demonstracyjnie maszerując przez środek ławy, czego nigdy nie robiła będąc w domu tylko z Nami.

Inna relacja była pomiędzy żoną a Myszytosem. Tu można śmiało napisać, że taka miłość się nie zdarza. Ta kotka nie widziała świata poza moją żoną. Będąc jeszcze malutkim kociakiem potrafiła siedzieć żonie na ramieniu kiedy ta myła np. naczynia czy gotowała obiad. Z biegiem lat jak rosła, siedzenie na ramieniu stawało się już coraz bardziej nie możliwe, ale to nie przeszkodziło jej żeby w dalszym ciągu chodzić za żoną krok w krok i to dosłownie. Wiele razy dochodziło, że została nadepnięta, albo niechcący kopnięta, bo podchodziła pod nogi w najmniej odpowiednim momencie. Krótko mówiąc nie wyobrażała sobie życia bez swojej pańci. Na swoje imię reagowała błyskawicznie tylko wtedy jak wołała ją pańcia. Biegła wtedy do niej aż jej fałdki tłuszczyku falowały przy tylnych łapkach, ja mogłem wołać pół dnia i jak miała ochotę to przyszła, a jak nie to udawała głuchą. Nie ważne dla niej było po co pani ją woła ważne było, że pani coś potrzebuje i trzeba lecieć. I tak kochała tą swoją panią miłością bezgraniczną do końca swoich dni.

Co innego Kora - ona lubiła nas obydwoje, chociaż i tu dawało się wyczuć, że pani jest jednak na pierwszym miejscu. Nie ma się co dziwić pani była według niej osobnikiem Alfa, bo dostarczała pożywienie. Na spacery najbardziej lubiła wychodzić jak towarzyszyliśmy jej obydwoje. Wtedy było widać radość suni, którą okazywała całym swoim ciałem. Od czubka nosa po koniec ogona, Kora była przepełniona radością.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz


KRS 0000069730